Gdyby jaki rybak był dosyć szalonym, żeby w owej porze roku wałęsać się po tamtych wodach, byłby za swą odwagę wynagrodzony widokiem czegoś bardzo szczególnego pomiędzy dwiema skałami Douvres.
Byłby ujrzał cztery potężne belki, w równych odstępach między jedną a drugą skałą Douvres jakby wściśnięte, co było najlepszym sposobem umocowania ich. Od strony mniejszej skały końce belek opierały się o wypukłość; od strony zaś skały większej widocznie były bardzo silnie wbite zapomocą młota, przez jakiegoś potężnego robotnika, stojącego przytem na tej samej belce którą wbijał. Długość tych belek była nieco większa od szerokości odstępów między niemi; tym sposobem osadzenie ich było mocne — a szło pochyło. Dotykały one większej skały pod kątem ostrym, a mniejszej pod rozwartym. Pochyłość ich była niewielka, ale niejednakowa, co było wadą. Gdyby nie to, rzekłbyś, że ułożono je tu dlatego, by następnie przykryć deskami jak most. Do tych czterech belek przywiązywano liny przewodnie, każdą z właściwym wałem i kołem zazębiającem się i miały one w sobie to szczególnego i śmiałego, iż ich blok podwójny umieszczony był na jednem końcu belki, a blok pojedyńczy aż na drugim. Zapewne oddalenia takiego zbyt wielkiego i co zatem idzie niebezpiecznego, musiała wymagać czynność, którą zamierzono dokonać. Pojedyńcze i podwójne koła były mocne i mocno osadzone. Do tych lin uwiązane były inne zdaleka wydające się jak nitki. A pod tym powietrznym przyrzą-