Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/336

Ta strona została przepisana.

czony niema cech wichru, jest to tylko wrzenie fal, ale okropne. Co do wiatrów północnych i południowych, te uderzają o skały wpoprzek i tylko małe wzruszenie sprawiają w wąskiej uliczce. Wejście od wschodu (ten szczegół trzeba sobie przypomnieć) leży tuż koło opoki Człowieka; straszliwy otwór zachodni leży na przeciwnej stronie przy dwóch skałach.
W tym to zachodnim otworze znajdował się Gilliatt z rozbitą Durandą i osadzoną na kotwicy krypą.
Klęska zdawała się być nieuchronną. Nieuchronność zaś klęski pochodziła właśnie z wiatru; nie był on silny, ale dosyć mocny, żeby nabroić.
Za kilka godzin, wydęte przypływem, morze miało rozpocząć wielką walkę w cieśninie między skałami Duvres. Pierwsze fale już szemrały. Wzdymanie się to miało za sobą cały Atlantyk. Żadnego wichru, żadnej oznaki gniewu, — tylko prosta potężna fala, zawierająca w sobie siłę rozpędu, która poczęta w Ameryce, dosięgała Europy rzutem na dwa tysiące mil długim. Ta fala, olbrzymi wał oceanu, napotka roztwór w rafach, a powstrzymywany przy dwóch skałach Douvres, tych wieżach wchodowych, tych słupach cieśniny, wydęty przypływem, oburzony zawadą, odtrącony przez skałę, zawrócony siłą wiatru, zrobi gwałt skale; naciskiem dręczony, rzuci się z całym szałem krępowanej fali pomiędzy dwie skały, znajdzie tam krypę i Durandę — i rozbije je!
Przeciw takiej przygodzie potrzebny był puklerz; Gilliatt go miał.
Trzeba było powstrzymać nagłe wpadanie przypływu; przepuszczając go, należało nie dozwolić się potrącać; opierać się i ustępować zarazem; zapobiedz naciskowi fal do wąskiej szyi — co właśnie stanowiło niebezpieczeństwo; wprowadzeniem dobrowolnem zastąpi gwałt wtargnięcia; odjąć fali jej zapalczywość