Cztery łańcuchy odcięte w jednym końcu, zwisły wzdłuż komina.
Z Durandy przeszedł do przyrządu ponad nią ustawionego; nogą spróbował jak się trzymają belki, obejrzał podkłady, rozpatrzył bloki, dotknął lin, zbadał sznury idące od nich, zapewnił się, że części niesmołowane nie były zbytecznie zamoczone, przekonał się, że nic nie brakło i nic się nie usuwało. Potem, zeskoczywszy z górnego pomostu, stanął koło głównej windy na tej części Durandy, która miała pozostać przyczepioną do dwóch skał. Tu był jego roboczy posterunek.
Poważny, wzruszony tylko ile potrzeba, rzucił raz ostatni wzrokiem na liny przewodnie, potem wziął pilnik i począł piłować łańcuch, na którym wszystko było zawieszone.
Zgrzytanie pilnika zlewało się z hukiem morza.
Łańcuch windy przymocowany do wału, ruch regulującego, znajdował się niedaleko, tuż pod ręką Gilliatta.
Wtem rozległ się trzask. Ogniwo łańcucha kąsane przez pilnik, więcej jak do połowy podcięte, zerwało się; cały przyrząd zakołysał się. Gilliatt ledwie zdołał rzucić się ku windzie.
Zerwany łańcuch uderzał o skałę, ośm lin wyprężyło się, cała część odcięta i odpiłowana wyrwała się z pudła, brzuch Durandy rozwarł się i żelazny blat maszyny, zawieszony na linach, okazał się pod dnem.
Gdyby Gilliatt nie pochwycił na czas windy, ciężar byłby zleciał. Ale potężna jego ręka była w pogotowiu — ciężar został spuszczony.
Gdy brat Jana Barta, Piotr Bart, ten pijak potężny i pyszny, ten biedny rybak z Dunkierki, który
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/339
Ta strona została przepisana.