odpływ poczynał dawać się czuć; chwila była doskonała do drogi, przy opadającem morzu można było wypłynąć z pomiędzy skał Douvres, a przy wznoszącem się powrócić do Guernesey. Równo z dniem można było stanąć w Saint-Sampson.
Ale wystąpiła niespodziewana przeszkoda. Gilliatt nie wszystko przewidział.
Maszyna była wyswobodzona, ale nie jej komin.
Przypływ morza, podnosząc krypę ku szczątkom statku zawieszonego w powietrzu, zmniejszył niebezpieczeństwo przy spuszczaniu maszyny i ułatwił jej uratowanie; ale to zmniejszenie odległości sprawiło, że wierzch komina znalazł się jakby ujęty w ramy, jakie tworzyło otwarte pudło Durandy. Komin uwięziony tam był, jak między czterema ścianami.
Fala wyświadczyła przysługę Gilliatowi, ale w tej przysłudze była zdrada.
Zdawało się, że morze zmuszone do posłuszeństwa, udawało je tylko, żywiąc inne myśli.
Prawdą było, że co przypływ zrobił, odpływ miał popsuć.
Komin wyższy, niż trzy sążnie, siedział jeszcze w Durandzie na osiem stóp; poziom wód miał się zniżyć o stóp dwanaście; więc komin, opadając razem z krypą na zniżającej się wód powierzchni, miałby cztery stopy więcej, niż potrzeba było, by go wyswobodzić.
Ale ile czasu wymagało to wyswobodzenie? Sześć godzin.
Za sześć godzin będzie prawie północ. Jak próbować odpłynąć o takiej godzinie, jakiej trzymać się drogi pomiędzy temi rafami, z pomiędzy których trudno się wydostać i po dniu i jak odważyć się wpłynąć pośród nocy między czyhające mielizny?
Trzeba było koniecznie czekać do jutra. Potrze-
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/343
Ta strona została przepisana.