Takim był Gilliatt.
Dziewczęta mówiły że brzydki.
Brzydkim on nie był, a może nawet był pięknym. W profilu miał on coś starożytno-barbarzyńskiego. Gdy był nieruchomy, podobny był do Daka z kolumny Trjana. Ucho miał małe, delikatne, nieobwisłe i wybornej formy akustycznej; między cezami miał wyraźną prostopadłą zmarszczkę, znamionującą odwagę i wytrwałość. Kąty ust szły do dołu, co oznacza gorycz; łuk jego czoła czynił je szlachetnem i pogodnem źrenica wydatna dobra była do patrzenia chociaż drgała, jak to zwykle u rybaków z powodu odbijania się światła od fal. Uśmiech jego był dziecięcy i wdzięczny; zęby jak najbielsza kość słoniowa. Ale spiekota zamieniła go prawie w negra; bo nikt bezkarnie nie zadaje się z oceanem, burzą i nocą; miał lat trzydzieści, a wyglądał na czterdzieści pięć. Chmurna maska morza twarz mu osłoniła.
Przezwano go złym Gilliattem.
Jedna bajka indyjska mówi: Raz Brama zapytał Siły: co jest mocniejsze od ciebie? Siła odpowiedziała: Zręczność. Przysłowie chińskie mówi: Czego by nie dokazał lew gdyby był małpą? Gilliatt nie był ani lwem ani małpą, ale to co robił stwierdzało chińskie przysłowie i baśń indyjską. Średniego był wzrostu i siłę miał zwyczajną, ale z pomocą zręczności wynalazczej i potężnej umiał podnosić olbrzymie ciężary i dokonywać prac herkulesowych.
Gimnastykiem był też cokolwiek; wszystko mu było jedno używać ręki prawej, czy lewej!