Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/402

Ta strona została przepisana.

lepkiego i żywego obwinęło mu się w cieniu na obnażonej ręce. Podsuwało mu się ku piersiom, ściskało jak pas rzemienny, wkręcało się jak świderek. W mniej niż sekundę, jakaś śruba objęła mu pięść i łokieć i dochodziła mu do ramienia. Koniec wił się mu pod pachę.
Gilliatt rzucił się w tył, ale zaledwie mógł się poruszyć. Był jak przygwożdżony. Lewę rękę, która mu pozostała wolną, ujął nóż, który trzymał w zębach, i tę rękę trzymając nóż, oparł się o skałę z rozpacznem wysileniem, chcąc wyrwać rękę. Przewiązka zacisnęła się jeszcze mocniej. Giętka była jak skóra, mocna jak stal, zimna jak noc.
Drugi taki pas, wązki i ostry wysunął się ze skalistej rozpadliny, Był to jakby język wywieszony z paszczy. Obrzydliwie lizał obnażony grzbiet Gilliatta, i wydłużywszy się nagle, nieskończony i cieńki, przylgnął do skóry i otoczył całe ciało. Jednocześnie ból niesłychany, z niczem niedający się porównać przeniknął skurczone mięśnie Gilliata. Czuł jak mu się jakieś okropne zaokrąglenia zaciskały w skórę. Zdawało mu się, że niezliczone wargi przypsnęły mu do ciała i chcę krew z niego wysysać.
Trzeci pas zakołysał się wysunięty ze skały, pomacał Gilliatta uderzał mu jak sznur po bokach i uczepił się do nich.
Z niezmiernego przerażenia człowiek staje się niemy. Gilliatt, nie wydał ani jednego krzyku. Dość było widno, by mógł rozpatrzeć wstrętne obwijające go kształty. Czwarty pas jak szybka strzała poskoczyła mu do brzucha i opasała go.
Niepodobna było ani przecięć, ani zerwać tych lepkich więzów, które przypsnęły do ciała mnóstwem punktów. Pod każdem punktem powstawał ból niezmierny i dziwny, Gilliatowi się zdawało, jakby go