czakowi. Stąd to pochodzą wszystkie te bezgłowe mięczaki, meduzy i polipy, spotykane na morzu.
Mięczak, rzeczywiście może być ranionym tylko w głowę.
Wiedział o tem Gilliatt.
Nigdy nie zdarzało mu się widzieć głowonoga takich rozmiarów. Odrazu został pochwycony przez wielki gatunek. Kto inny byłby zmartwiał.
Z głowonogiem trzeba działać jak z bykiem — umieć właściwą chwilę pochwycić, tę właśnie, kiedy byk schyla głowę, albo kiedy głowonóg wysuwa ją naprzód — a chwila to szybko przemijająca. Kto chybi — ten zgubiony.
Wszystko, cośmy opowiedzieli, trwało zaledwie kilka minut. Gilliatt tymczasem czul ssanie dwóchset pięćdziesięciu baniek.
Głowonóg jest zdradziecki. Usiłuje najprzód zdobycz swą wprawić w osłupienie. Chwyta — potem czeka jak może najdłużej.
Gilliatt trzymał nóż. Ssanie wzmagało się.
Patrzał na potwora a potwór na niego.
Wtem głowonóg odczepił od skały szóstą swą mackę i zmierzył nią ku Gilliattowi, usiłując pochwycić lewą jego rękę.
W tej samej chwili żywo wysunął głowę. I w tej samej sekundzie jego paszcza dotknęła piersi Gilliatta. Gilliatt, ssany po bokach, z obiema rękami skrępowanemu byłby zgubiony.
Ale Gilliatt czuwał; tamten czatował — on czatował także.
Uniknął macki i w chwili, gdy miał być w pierś ukąszonym, pięść jego ubrojona nożem spadła na potwór.
Dwa odbyły się wstrząśnienia w odwrotnym kierunku: jedno potwora, Gilliatta drugie.
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/414
Ta strona została przepisana.