Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/424

Ta strona została przepisana.

dzy dwoma łańcuchami przytrzymującemi komin maszyny do prawego boku krypy. Łańcuchy mogłyby może nacisnąć szpontowanie.
Woda jednak przybywała. Było jej teraz przeszło na dwie stopy.
Gilliatt miał je do kolan.

VI.
De profundis ad altum.

Gilliatt posiadał pomiędzy innemi porządkami na krypie, dość dużą płachtę wysmołowaną, opatrzoną długiemi pętlami na czterech końcach.
Wziął tę płachtę, zaczepił ją dwiema pętlicami za dwa kółka od łańcuszków komina od strony szpary, i przerzucił za burtę krypy. Płachta rozszerzyła się jak obrus między małą skałą Douvres a łodzią — i zatonęła. Nacisk wody wpadającej do wnętrza krypy przyparł do ścian jej płachtę i osłonił otwór. Im więcej woda naciskała, tem więcej przylegała płachta. Wodu przyklejała ją do łodzi. Rana została owiązana.
Nasmołowane płótno odgradzało wnętrze statkui od zewnętrznej wody; nie wciskała się już jej ani kropla.
To dobrze, — ale jeszcze szpara nie zatkana.
Zawsze jednak było to już coś.
Gilliatt ujął szuflę i począł wypróżniać krypę. Trzeba było się spieszyć z ulżeniem łodzi. To go rozgrzało nieco, zmęczył się niezmiernie. Sam przed sobą musiał wyznać, że nie da rady i nie zdoła odlać wszystkiej wody. Tak mało jadał, a wstydził się swego wycieńczenia.