morzu. A jednak walczył; człowiek szedł w zapasy z oceanem, za łby się wodził z burzą.
I innym jeszcze kłopotom, innym potrzebom stawił czoło. Wszystkie klęski spadały na niego. Musiał pracować bez narzędzi, dźwigać ciężary bez pomocy, rozwiązywać zadania bez nauki, jeść i pić bez zapasów, spać bez łoża i dachu.
Na tej skale, jakby na jakim teatrze tragicznym, brały go kolejno na męki wszelkie torturujące fatalności przyrody; matką ona jest, gdy się jej spodoba, katem, gdy zechce.
Zwyciężył odosobnienie, zwyciężył głód, zwyciężył pragnienie, zwyciężył zimno, zwyciężył gorączkę, zwyciężył trud, zwyciężył sen. Spotkał sprzymierzone z sobą zawady zastępujące mu drogę. Obrany ze wszystkiego — spotkał żywioły; zwalczył przypływ morza — przyszły wichry; ocalał w burzy — głowonóg go pochwycił; zwalczył potwora — upiór go napada.
Nieszczęsna ironja na końcu. Tryumfująco miał odpłynąć z tej skały — a spotkał na niej śmiejącego się szyderczo Clubin’a!
Szyderstwo upiora miało się stać prawdą. Gilliatt widział się zgubionym.
Zginie, jak Clubin zginął.
Zima, głód, znużenie, tułów statku do rozrąbania, maszyna do przeniesienia, burza przy porównaniu dnia z nocą, wiatr, pioruny, potwór — wszystko to było niczem w porównianiu ze szparą w krypie. Można mieć ogień na zimno, na głód muszle, deszcz na pragnienie, na trudności przy ratowaniu statku pomysłowość i energję, na przypływ morza i burzę, zapory, nóż na głowonoga. Na szparę — nic.
Oto nieszczęsny dar huraganu na pożegnanie. Ostatnie wysilenie, zdradzieckie pchnięcie, podstępna napaść zwyciężonego na zwycięzcę. Uciekająca burza
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/429
Ta strona została przepisana.