Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/430

Ta strona została przepisana.

puściła strzałę w odwrocie. Porażka odwróciła się i uderzyła. To podstępny cios otchłani!
Z burzą można walczyć, ale jak walczyć z sączącą się wodą?
Jeżeli szpont będzie wypchnięty, woda znowu się rzuci — nic nie zdoła uchronić krypy od zatonięcia. To tak samo, jakgdyby rozwiązało się przewiązanie arterji. A gdy krypa osiądzie na dnie z całym swojem ciężarem, to jest maszyną, to nie będzie już sposobu ją wydobyć. Koniec końców, szczytne wysilenie dwóch tajemniczych miesięcy na nic się nie zda; niepodobna rozpoczynać na nowo. Już nie było ani kuźni, ani materjałów. Być może, iż z brzaskiem dnia ujrzy jak całe jego dzieło będzie pogrążać się w morze, zwolna i bezpowrotnie.
Czuć pod nogami czarną potęgę — to przerażające!
Otchłań ciągnęła go ku sobie.
Gdy łódź zatonie, nie pozostanie mu chyba nic, jak umrzeć z głodu i zimna, jak ów rozbitek z opoki Człowieka.
Sumienie i opatrzność niewidzialna przez dwa długie miesiące patrzyła na przestworze, otchłań wodną, wichry, błyskawice, meteory z jednej — i człowieka z drugiej strony; tu morze — tam dusza; nieskończoność — i pyłek.
I była walka między niemi.
A oto, może ów cud zostanie poroniony.
Tak więc niesłychane bohaterstwo skończyło bezwładnością, rozpaczą się kończyła ta niezmierna walka, ta bitwa Niczego ze Wszystkiem, Illiada w jednej osobie.
Gilliatt strapiony spoglądał w przestrzeń.
Nie miał nawet odzienia. Nagi wobec niezmierzoności!