Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/438

Ta strona została przepisana.

jego stryj nieboszczyk, Jego bogactwo, odjazd, przypuszczalne awanse w przyszłości — takie były przedmioty gwarzeń. Jeden tylko dom, Bravées, wcale nie zawiadomiony, został milczącym.
Mess Lethierry rzucił się w ubraniu na marynarskie łoże.
Od katastrofy z Durandą zwykle radził sobie, rzucając się na to łoże. Każdy więzień szuka ulgi, wyciągając się na swym tapczanie, a Lethierry był więźniem umartwienia. Kładł się tedy; była to ulga, wytchnienie, przerwa w myślach. Czy spał? nie. Czy czuwał? nie. Właściwie mówiąc, od półtrzecia miesiąca upłynęło już bowiem półtrzecia miesiąca od owego wypadku — mess Lethierry był jakby lunatykiem. Nie odzyskał jeszcze świadomości siebie. Stan jego był ową mieszaniną śnienia i jawu, którą dobrze znają ci, co ulegli ciężkiemu znękaniu niedoli. Dumania jego nie były trzeźwem myśleniem, sen nie był wypoczynkiem. We dnie miał minę człowieka zaspanego, w nocy zdawał się czuwać. Tylko, że raz stał, drugi raz leżał — to była jedyna różnica. Gdy padł na marynarskie łoże, zdawał się nieco zapominać, — nazywał to spaniem; dziwne mary snuły się w nim i dokoła niego, cienie nocne o mglistych zarysach przesuwały się przed jego duszą. To cesarz Napoleon dyktował mu swoje pamiętniki, to widział kilka Deruchett, to dziwaczne ptactwo trzepotało się na drzewach, to ulice St. Sampson przemieniało się w węże. Ciężkie te mary senne były przestankiem, ulgą w rozpaczy. Po nocach marzył, śnił we dnie.
Niekiedy całe południe przestał nieruchomy przy wychodzącem na port oknie swego pokoju: głowę zwiesiwszy na piersi, łokciami wsparty o framugę, obrócony plecami do wszystkich, zakrywszy uszy rękami, utkwił oczy w żelazno kółko, przybite do ścia-