Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/448

Ta strona została przepisana.

leć logicznie i prawie się uleczył. Mess Lethierry wynurzył się z odmętu.
Przypuszczając, że mess Lethierry liczył kiedykolwiek, że odbierze pieniądze skradzione mu przez Rantaine’a, to list jego odjął mu i tę ostatnią nadzieję.
Do rozbicia Durandy list ten dołączał nową stratę siedemdziesięciu pięciu tysięcy franków. Wprowadzał go wprawdzie w posiadanie tych pieniędzy, ale dla tego tylko, by mu tem dotkliwiej dać odczuć ich stratę. List ów wykazywał całą grozę jego ubóstwa.
Stąd nowe cierpienia i bardzo dotkliwe, jakeśmy to wyżej wskazali. Mess Lethierry, pierwszy raz od dwóch miesięcy zaczął się troszczyć o swój dom, oto czem się stanie w przyszłości, co trzeba zmienić, na czem zaoszczędzić. Drobne przykrości, kłujące tysiącami szpilek, gorsze niemal od rozpaczy. Znosić wszystkie drobiazgi niedoli, na każdym kroku walczyć z nieszczęściem — rzecz obmierzła. Taran nieszczęścia, gdy padnie na cię, przyjmujesz; ale cię oburzają jego prochy. Ogół niedoli gnębi — ale szczegóły katują. Przed chwilą nieszczęście raziło cię piorunem, teraz szczypie i drażni.
Srogie to upokorzenie być w zgnębieniu. Jest to druga śmierć moralna, a brzydka. Jednym stopniem niżej, spadasz w nicość. Po całunie — łachmany.
Nic smutniejszego nad to poniżenie.
Być przywiedzionym do nędzy, rzecz prosta. Cios gwałtowny, brutalstwo losu, katastrofa, która raz spotyka. Dobrze. Przyjmuje się ją. Wszystko się skończyło. Jestem przywiedziony do nędzy. Bardzo dobrze, umrę. — Bynajmniej! Musisz żyć i zaraz nazajutrz przekonasz się o tem. Z czego? Z kłucia szpilkami. Ten lub ów przechodzień nie kłania się, udaje, że cię nie zna; inny patrzy na cię ze wzgardę, kupcy nasyłają na cię rachunki, nieprzyjaciele śmieją ci się w o-