zaszeleścił w gałązkach i poruszył niewysłowione milczenie nocy.Deruchetta piękna i niepokalana, ukazywała się w tej pomroce niby utwór promieni księżycowych i balsamicznych woni; czar rozlany w przyrodzie w niej tajemniczo skupiał się i uosabiał. Deruchetta była jego rozkwitem, była duszą — kwieciem tych cieniów czarownych.
Wszystkie te cienie rozkoszne zlewające się w Deruchecie, ciążyły na Gilliacie. Był oszalały, nieprzytomny: niepodobna wyrazić jego wzruszenia. Bywa zgnębienie zachwytu. Widzieć Deruchettę, widzieć ją samą, widzieć jej suknię, widzieć jej czepeczek, widzieć jej wstążkę zwijaną na palcach, — czy można wyobrazić sobie takie rzeczy? Być blisko niej — czy to podobna? Słyszeć jej oddech — ona oddycha! więc i gwiazdy oddychają? Gilliatt drżał. Był najnędzniejszym i najbardziej zachwyconym. Nie wiedział, co począć.
Szał patrzenia na nią druzgotał go. Jakto? ona tak blisko niego? Olśnione jego myśli zatrzymywały się na tej istocie jak na karbunkule. Patrzał na tę szyję i na te włosy. I nie mówił do siebie, że to wszystko należy teraz do niego, że wkrótce, może jutro, będzie miał prawo zdjąć ten czepeczek, będzie miał prawo odwinąć tę wstążkę z paluszka. Pomyśleć aż o tem — nie, nie posunął się do takiego zuchwalstwa. Dotykać myślą — to prawie dotykać ręką. Miłość dla Gilliatta była niby miód dla niedźwiedzia, wytwornem i delikatnem marzeniem. Myśli, jego snuły się bezładnie. Sam nie wiedział, co się z nim działo. Słowik śpiewał. Gilliatt czuł, że zamiera.
Wstać, przeskoczyć mur, zbliżyć się, powiedzieć: to ja — przemówić do Deruchetty — nie! myśl ta nie powstała mu w głowie. Gdyby powstała — uciekłby przed nią. I jeśli umysł jego zdolny był w tej chwili do utworzenia jakiejś wyraźnej myśli, to chyba tej — że
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/457
Ta strona została przepisana.