Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/464

Ta strona została przepisana.



I.
Radość zmieszana z niepokojem.

Mess Lethierry dzwonił z całej siły. Nagle zatrzymał się, gdyż jakiś człowiek ukazał się z za węgła domu. Był to Gilliatt.
Mess Lethierry pobiegł ku niemu, albo raczej rzucił się nań, ujął rękę w swoje pięście i patrzył przez chwilę w oba oczy, milcząc zachwycony.
Po chwili, wstrzsnął go gwałtownie, ścisnął w swych objęciach, zaprowadził do sali na dole, piętą popchnął drzwi, które pozostały na wpół otwarte, siadł łub raczej padł na krzesło przy wielkim stole, na który padało światło księżyca, blado oświcające twarz Gilliatta i głosem, w którym łkania mieszały się z wybuchami śmiechu, zawołał.
— A mój synu! zacny chłopcze! Gilliacie! Wiedziałem, że to ty! Krypa — do króćset! opowiedz jak to było. Więc tam poszedłeś! Spalonoby cię na stosie przed stu laty. Toć to czary! Nie brak ani jednej śrubki. Obejrzałem wszystko, wypróbowałem wszystko Domyślałem się, że koła są w dwóch skrzyniach. Jesteś nareszcie! Szukałem cię w kajucie. Dzwoniłem umyślnie. Szukałem cię. Mówiłem sobie: Gdzież on się