Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/466

Ta strona została przepisana.

gorszego nie znajdziesz na świecie. Wiesz już zapewne, czy ci nie mówiono? rzecz dowiedziona, umyślnie to zrobił; ten Clubin zatopił Durandę, żeby mi skraść pieniądze, które miał oddać. Spoił Tangrouille’a Długa historja zbójecka, opowiem ci ją innym razem. I ja, stary niedołęga, ufałem Clubinowi! Ale złapał się zbrodzień, bo już się stamtąd nie wygrzebał. Dobrze ci łotrze, zapomniałeś, że jest Pan Bóg sprawiedliwy! Posłuchaj, Gilliatt, zaraz zabierzemy się do roboty i odbudujemy Durandę. Damy jej więcej dwadzieścia stóp. Teraz parowce robią dłuższe. Kupię drzewa w Gdańsku i w Bremen. Teraz, gdy jest maszyna, łatwo znajdę kredyt. Zaufanie wróci.
Mess Lethierry umilkł, podniósł oczy w górę z tem spojrzeniem, które widzi niebo przez sufit, i mruknął: Bóg dopomoże.
Potem średnim palcem prawej ręki dotknął czoła między brwiami, paznokieć opierając o początek nosa, co oznacza przejście projektu do mózgu i znów się odezwał:
— Wszelako, by rozpocząć wszystko na wielką skalę, trochę gotówki bardzoby mi się przydało. Ach, gdybym miał owe trzy banknoty, owe siedemdziesiąt pięć tysięcy franków, które ten zbój Rantaine mi oddał, a ten drugi zbój Clubin znów ukradł!
Gillatt, nic nie mówiąc, poszukał w kieszeni, wyjął jakiś przedmiot i złożył przed nim na stole. Był to trzos skórzany, który z powrotem przynosił. Ołworzył i rozłożył na stole ów trzos, we wnętrzu którego można było przy świetle księżyca przeczytać wyraz Clubin; z kieszonki wyjął pudełko, a z pudełka trzy świstki papieru, które rozwinął i podał mess Letthierry’emu.
Mess Letthierry patrzył na te świstki. W pokoju było dość jasno i mogłeś doskonale przeczytać cyfrę