Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/469

Ta strona została przepisana.

bactwo skalne, miałeś mgłę, deszcz i wichry za pokój sypialny, i przynosiłeś mi maszynę, jak się przynosi ładnej kobiecie kanarka, który uciekł z klatki! A trzydniowa burza! Czy myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? że nie wiem w jakich byłeś tarapatach! Więc to z umizgów do mojej starej łepety rąbałeś, ciąłeś, wierciłeś, świdrowałeś, piłowałeś, ciosałeś, tworzyłeś, wynajdowałeś i zrobiłeś sam jeden więcej cudów niż wszyscy święci kraju! Ach, głuptasie, nie kochasz Deruchetty! Dalibóg nie wiem, co się z tobą stało. Doskonale sobie przypominam, stałem tam w kącie, Deruchetta powiedziała: Zaślubię go. I na honor, zaślubi cię! A! nie kochasz jej! Dalibóg, nic nie rozumiem. Jeden z nas chyba zwarjował. I siedzi to i milczy. Nie godzi się zrobić to wszystko coś ty zrobił i wkońcu powiedzieć: Nie kocham Deruchetty. Nie wyświadcza się ludziom usługi, by potem ich złościć. Ha, jeśli nie ożenisz się z Deruchettą, niech sieje rutkę. Zważ, że jesteś mi potrzebnym. Będziesz sternikiem Durandy. Myślisz może, że cię tak puszczę! Niedoczekanie twoje, nie kochaneczku, musisz zostać. Gdzie znajdę takiego jak ty marynarza! Tyś moja prawa ręka, Ależ gadaj u licha!
Tymczasem dzwon portowy rozbudził dom i okolicę. Dulcynea i Gracja wstały i zdumione, nie mówiąc ani słowa, weszły do sali na dole. Gracja niosła świecę. Gromadka sąsiadów, mieszczan, marynarzy i wieśniaków wybiegła na wybrzeże i z osłupieniem wpatrywała się w komin Durandy, utkwiony w krypie. Niektórzy, słysząc głos mess Lethierry’ego, weszli cichaczem do sali przez drzwi niedomknięte. Między dwie twarze kumoszek wsunęła się głowa imci pana Landoys, który miał szczęście zawsze być tam, gdzie żałowałby swej nieobecności.
Wielkie radości lubią licznych świadków. Podoba