Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/470

Ta strona została przepisana.

się im nieco rozpierzchły punkt oparcia, jaki dają tłumy i czerpią w nim nowe siły do lotu. Mess Lethierry nagle spostrzegł, że go otaczają ludzie i z ochotą przyjął tych słuchaczy.
— A! jesteście! Cieszy mię to. Wiecie już co się stało. Człowiek ten był tam i przynosi to. Dobry wieczór, mości Landoys. Przed chwilą budzę się i widzę komin. Pod samem oknem. Nie brak ani jednego gwoździa. Robią ryciny Napoleona; ja wołałbym to niż bitwę pod Austerlitz. Wstajecie z łóżek poczciwi ludziska. Duranda zaskoczyła was wcześnie, Kiedy wkładacie na głowy szlafmyce i gasicie świece, tymczasem są ludzie, co pracują jak bohaterowie. Jesteśmy gromadą tchórzów i próżniaków, lubimy wygódki; boimy się zaziębić swoje reumatyzmy; szczęściem nie przeszkadza to innym być szaleńcami. Ci szaleńcy idą tam, dokąd iść trzeba i czynią to, co należy czynić. Patrzajcie, człowiek z Pustkowia przybywa ze skały Douvres. Wyłowił Durandę z głębi morza, wyłowił pieniądze z kieszeni Clubina, czeluści jeszcze głębszej. Ale powiedz, jak to zrobiłeś? Wszystkie czarty sprzysięgły się przeciw tobie: wichry i bałwany — bałwany i wichry. Prawda, że jesteś czarownikiem. Ci, co to utrzymują, nie są tak głupi. Duranda wróciła! Daremnie burze srożyły się, wydarł ją im z przed nosa. Przyjaciele, oznajmiam wam, że niema już rozbicia okrętów. Obejrzałem mechanizm. Nowiuteńki, cały, nietknięty! Powiedziałbyś, że wczoraj zrobiony. Wiadomo wam, że jedna rura, przez którą woda wychodzi z parowca, włożona jest w drugą rurę, przez którą woda wchodzi dla podtrzymania gorąca. Otóż obiedwie rury są caluteńkie. Maszyna cała! koła całe! A! zaślubisz ją!
— Kogo? maszynę? spytał imci pan Landoys.
— Nie, Deruchettę. A i maszynę także. Obie-