Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/485

Ta strona została przepisana.

Niekiedy jego koło toczy się tak szybko, że człowiek ledwie spostrzega przejście od jednej do drugiej nagłej zmiany i węzeł łączący wczoraj z dniem dzisiejszym. W Ebenezerze mieszały się wiara z rozumowaniem, uczucia kapłana z namiętnością. Wyznania nakazujące bezżeństwo księży wiedzą co robią. Nic tak nie rozstraja księdza jak miłość kobiety. Wszelakie chmury zasępiały Ebenezera.
Patrzył na Deruchettę, może za wiele.
Dwie te istoty ubóstwiały się.
W źrenicy Ebenezera było nieme ubóstwienie rozpaczy.
Deruchetta mówiła:
— Nie pojedziesz. Nie przeniosłabym tego. Posłuchaj — myślałam, że znajdę siły do pożegnania cię; nie, nie mogę, niepodobna! Dlaczegoś przychodził wczoraj? Nie trzeba było przychodzić, skoro miałeś zamiar mię opuścić. Nigdy nie rozmawiałam z tobą. Kochałam cię, ale nie wiedziałam o tem. Owego dnia, gdy pan Herode przeczytał historję Rebeki i gdy oczy twoje spotkały się z mojemi, uczułam ogień w policzkach i pomyślałem sobie: o! jakże Rebeka musiała się zarumienić! A jednak onegdaj jeszcze gdyby mi powiedziano: kochasz rektora, rozśmiałabym się w oczy. To właśnie było najstraszniejszem w tej miłości. Była to jakby zdrada. Nie miałam się na baczeniu. Chodziłam do kościoła, patrzyłam na ciebie, zdawało mi się, że wszyscy tak czynią. Nie robię ci wyrzutów, nie starałeś się o moją miłość, nie zadałeś sobie żadnego trudu; patrzyłeś na mnie, a to nie twoja wina, jeśli patrzysz na ludzi i jeśli za te spojrzenia ubóstwiałam cię. Nie domyślałam się tego. Gdy brałeś książkę, zdawało mi się, że widzę światłość; gdy inni ją brali, książka stawała się zwyczajną książkę. Niekiedy podnosiłeś na mnie oczy. Mówiłeś