Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/494

Ta strona została przepisana.

Dziekan obrócił się do Gilliatta.
Gilliatt kiwnął głowę.
— Wystarczy, rzekł dziekan.
Ebenezer stał nieruchomy. Deruchetta była zachwycona, osłupiała.
Dziekan mówił dalej:
— Zachodzi wszakże jedna przeszkoda.
Deruchetta zrobiła poruszenie.
Dziekan tak mówił:
— Obecny tu posłaniec mess Lethierry’ego, który to posłaniec żądał dyspensy i podpisał deklarację w księdze, — i małym palcem lewej ręki dziekan wskazywał na Gilliatta, co go uwalniało od wymienienia jakiegokolwiek nazwiska, — posłaniec mess Lethierry’ego powiedział do mnie dziś rano, że mess Lethierry zbyt zajęty, by mógł się stawić osobiście, pragnie, żeby ślub bezwłocznie się odbył. Życzenie to, ustnie wyrażone nie wystarcza. Udzielając dyspensę i przyjmując na siebie odpowiedzialność za zaniedbanie pewnych formalności, nie mogę jednak dać ślubu bez wypytania mess Lethiery’ego; a przynajmniej należałoby pokazać jego pozwolenie na piśmie. Przy najlepszych chęciach nie mogę poprzestać na prostem słowie, które mi powtórzono. Muszę mieć coś na piśmie.
— I to mamy, jeśli koniecznie potrzeba, rzekł Gilliatt.
I podał papier wielebnemu dziekanowi.
Dziekan wziął papier, przebiegał oczyma, pominął kilka wierszy zapewne nieużytecznych, i głośno przeczytał.
„...Idź do dziekana po dyspensę. Chcę, żeby ślub odbył się jaknajspieszniej, im prędzej tem lepiej“.
Dziekan położył papier na stole i rzekł:
— Podpisano Lethierry. Byłoby z większem u-