Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/496

Ta strona została przepisana.

żenie. Miała ona tę samą niewinną prostotę, ale więcej godność! — tę samą świeżość, ale więcej woni. Niby stokrotka przemieniona w lilję.
Na jej licach pozostały ślady łez przelanych, uśmiech był jeszcze łzawy. Łzy osuszone, ledwie widzialne, są poważną i miłą ozdobą szczęścia.
Dziekan, stojąc przy stole, złożył palec na otwartej Biblji i zapytał donośnym głosem:
— Czy kto sprzeciwia się?
Nikt nie odpowiedział.
— Amen, rzekł dziekan.
Ebenezer i Deruchetta przystąpili bliżej do wielebnego Jaquemin’a Herode.
Dziekan zapytał:
— Joe Ebenezer Caudray, czy chcesz pojąć tę kobietę za małżonkę?
Ebenezer odpowiedział:
— Chcę.
Dziekan znów zapytał:
— Durando Deruchetto Lethierry, czy chcesz wziąć tego mężczyznę za małżonka?
Deruchetta zgnębiona nadmiarem radości, jak lampa nadmiarem oliwy, wyszeptała raczej niż odpowiedziała wyraźnie:
— Chcę.
Natenczas, wedle pięknego obrządku anglikańskiego, dziekan spojrzał dokoła siebie i zadał cieniom kościoła to uroczyste pytanie:
— Kto daje tę kobietę temu mężczyźnie?
— Ja, odpowiedział Gilliatt.
Nastało milczenie. Ebenezer i Deruchetta w zachwyceniu swem uczuli, że serca się ich ścisnęły.
Dziekan złożył prawą rękę Deruchetty w prawą rękę Ebenezera, a Ebenezer rzekł do Deruchetty:
— Deruchetto, biorę cię za małżonkę czy bę-