Mess Lethierry miał serce jak na dłoni; szeroka to była dłoń i wielkie serce. Wadą jego była wyborna zaleta, zwana ufnością. Zobowiązania zawierał w sposób oryginalny, mówiąc: daję moje słowo honoru Panu Bogu, a potem szedł do celu nie oglądając się. Wierzył w Boga, ale nic więcej. Rzadkie jego odwiedzanie kościoła było rodzajem uprzejmości. Na morzu był przesądny.
Nigdy jednak burza. nie zmusiła go do cofnięcia się; pochodziło to stąd, iż trudno znosił przeciwieństwo, czy też oceanu, czy też czyje inne. Wymagał posłuszeństwa item gorzej dla morza, gdy się upierało. Mess Lethierry nigdy nie ustępował. Ani piętrząca się fala, ani swarliwy sąsiad nie zdołali go nigdy pohamować. Co powiedział to się już rzekło, co zamierzył, to się stało. Nie poddawał się ani uwagom, ani burzy. Dla niego nie istniało: nie, ani w ludzkiej mowie, ani w huku grzmotu. Kroczył prosto pomimo zawad i nie znosił by go odpychano. Stąd jego upór w życiu, stąd ta nieustraszoność na morzu.
Polewkę rybną rad sobie sam przyprawiał, wiedząc ile do niej potrzeba dorzucić pieprzu, soli i jarzyn; a lubił ją przyrządzać zarówno jak jeść. Był to człowiek, który rozpromieniał się w morskiej kurtce, a nikczemniał w surducie; podobny, gdy mu wiatr włosy rozwiewał, do Jana Bart, a w okrągłym kapeluszu do Jocrisse’a, niezgrabny w mieście, dziwny i straszliwy na morzu — o barkach tragarza, nieklnący nigdy, rzadko gniewny, z cichym i bardzo łagodnym głosem, który jednak przez morską trąbę hu-