Łatwo zrozumieć, że przedsiębiorstwo źle szło z początku. Wszyscy właściciele kuttrów, kursujących między francuzem brzegiem a wyspą Guernessey podnieśli głośne krzyki, oświadczając, że się targnięto na Pismo św. i ich monopol. Pewien wielebny, nazwiskiem Elihu, nazwał statek parowy „bezbożnym”; tylko statki żaglowe uznawano za prawowierne. Wyraźnie widziano djable rogi na łbach wołów, które parowiec przewoził i na ląd wysadzał. Uprzedzenie trwało dość długo; ale nakoniec zaczęto spostrzegać, że woły przybywające parowym statkiem były mniej znużone, że drożej się sprzedawały, że mięso ich lepsze i że niebezpieczeństwa morskiej żeglugi nawet dla ludzi były mniejsze, że podróż była tańsza, pewniejsza i krótsza, że odpływało się i przybywało w stale oznaczonej godzinie; że ryby szybciej przewożone były świeższe i że odtąd można było przesyłać na francuzkie wybrzeże cały nadmiar większego połowu, który tak często zdarza się w Guernessey; zauważona że wyborne masło krów miejscowych prędzej się przeprawia szatańskim statkiem aniżeli żaglowa szalup i nie traci bynajmniej swych przymiotów, tak iż miasta Dinaut, Saint-Briene, Rennes zażądały tego masła — i że na koniec, dzięki temu co nazywano galiotą Lethierr’ego, przeprawa była pewniejszą i regularniejszą, odjazd i powrót był szybki i łatwy, cyrkulacja wzrosła, liczba targowisk zwiększyła się, handel rozszerzył — i że koniec końcem trzeba raz coś postanowić względem djabelskiego statku, który gwałcił przepisy Biblji i wzbogacał wyspę. Niektóre śmielsze