umysły odważyły się na lekką pochwałę przymiotów statku. Pisarz Landoys wynurzył mu swój szacunek. Była to bezstronność z jego strony; nie lubił bowiem Lethierrye’go już za to samo, że Lethierry był mess, a on, Landoys, tylko sieur; potem za to, że chociaż był pisarzem w Saint-Pierre-Port, Landoys należał do parafji Saint-Sampson, a w parafji tej było tylko dwóch ludzi bez przesądów, Lethierry i on; tego dość było, by jeden nie cierpiał drugiego. Równość rozdziela ludzi.
Pomimo to sieur Landoys pochwalał statek parowy; potem inni przyłączyli się do niego. Zwolna uznanie rosło, jak przypływ morza, a z czasem powodzenie statku stale i ciągle wzrastające, widoczne oddawane przezeń usługi, zwiększenie się powszechnej pomyślności, doprowadziły do tego, iż nadszedł dzień w którym wszyscy, z wyjątkiem kilku tylko mędrców, zachwycali się galiotą Lethierry’ego.
Dziś mniej by się nad nią unoszono. Na widok tego parowca przedczterdziestoletniego uśmiechnęliby się teraźniejsi budowniczowie. Był to cud niezgrabny, dziwo ułomne:
Od teraźniejszych parowców zaatlantyckich, do parowych statków, któremi Denis Papin pływał po Fuldzie w r, 1707 jest tak daleko, jak od okrętu o trzech pokładach np. Montebello, (długiego na dwieście stóp, szerokiego na pięćdziesiąt, z masztem wysokim na sto piętnaście stóp i przewożącego naraz trzy tysiące beczek ciężaru, tysiąc stu ludzi, sto dwadzieścia dział, dziesięć tysięcy beczek i sto sześćdziesiąt skrzynek kartaczów; miotające go każdym swym bokiem trzy tysiące trzysta funtów żelaza i rozwijającego na wiatr gdy płynie, pięć tysięcy sześćset kwadratowych
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/69
Ta strona została przepisana.