Dopóki Mess Lethierry czuł się na siłach, sam dowodził Durandą i nie miał ani sternika ani kapitana. Ale, jak rzekliśmy, nastała chwila, w której poczuł, że musi postarać się o zastępcę. Wybrał na tę posadę imci pana Clubina, człowieka małomównego, posiadającego na całem wybrzeżu sławę surowej uczciwości. Był to alterego, wikary Liethierry’ego.
Clubin, chociaż miał minę notarjusza raczej, niż żeglarza, rzadkim był i zdolnym marynarzem. Posiadał wszystkie przymioty niezbędne w położeniu, w którem ryzyko jest bezustanne i w coraz innej przedstawia się postaci. Ładować umiał zręcznie, czujnym na strażnicy był majtkiem, pilnym i umiejętnym zawiadowcą okrętowego magazynu, silnym do rudla, biegłym sternikiem i śmiałym dowódcą statku. Był to jeden z marynarzy, umiejących wystawiać się na niebezpieczeństwo do pewnego wiadomego im stopnia i, którzy z każdego wypadku umieją wyciągnąć korzyść. Posiadał pewność siebie taką, jaką tylko może mieć człowiek na morzu. Oprócz tego był słynnym pływakiem, należał do rasy ludzi wyówiczonych w gimnastyce fal, którzy mogą pozostawać na wodzie niemal jak długo chcą, którzy przy wyspie Jersey puszczają się w Havre-des-Pas, opływają Colett, okrążają Ermitage i zamek Elisabeth, i po dwóch godzinach powracają tam skąd odpłynęli. Był rodem z Torvteval i utrzymywano, iż często przebywał wpław niebezpieczną przeprawę z Hanois do Plainmont.
To szczególniej zjednało Clubinonowi względy właściciela parowca, że poznawszy i odgadnąwszy