skradła go była. Prawdziwe te opowiadania tak zakrawały na baśnie, że Deruchetta wybornie się niemi bawiła.
Figura, zdobiąca przód Durandy stanowiła węzeł łączący statek z dziewczyną. Na wyspach normandzkich nazywają taką figurę z drzewa wyciosaną lalką; stąd pochodzi miejscowe wyrażenie: być między tyłem okrętu (poupe) a lalką (poupee), znaczy to: żeglować.
Lalka Durandy była szczególnie drogą Lethierry’emu. Polecił cieśli, żeby ją zrobił podobną do Deruchetty — i była istotnie podobną o ile kloc drewniany, usiłujący przedstawiać piękną dziewczynę, może być do niej pobobny. Lethierry łudził się tym klocem dosyć sobie szpetnym. Spoglądał on na niego ze skupieniem ducha człowieka pełnego wiary — jakby miał przed sobą rysy Deruchetty. Alboż raz bałwan uchodzi za bożyszcze?
Co tydzień Lethierry miewał dwie pociechy: jedną we wtorek, a drugą w piątek; pierwszą, gdy Duranda odpływała, drugą, gdy powracała. Wspierał się wówczas na oknie, spoglądał na swoje dzieło i był szczęśliwy. Coś podobnego jest w Genezie. Et vidit quod esset bonum. (I widział, iż było dobrze).
W piątek obecność Lethierry’ego w oknie znaczyła to samo, co sygnał. Gdy ujrzano przez szyby, że zapalał fajkę, mówiono: A, parowiec na widnokręgu Drugim sygnałem był dym ze statku.
Zawinąwszy do portu, przywiązywała się Duranda liną pod oknami Lethierry’ego do wielkiego żelaznego pierścienia, wmurowanego w fundamenta domu. Rozkosznie zasypiał Lethierry i śnił cudownie na swym wiszącem łóżku, wiedząc, że w pokoiku obok śpi Deruchetta, a z drugiej strony stoi w przystani Duranda.
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/86
Ta strona została przepisana.