kaplicę. W Niemczech, w Heidelbergu naprzyklad, nie robię sobie tyle zachodów; rozdzielają kościół na dwie połowy, a dla uniknienia nieporozumień kościół przegradza się środkiem; katolicy mają trzy ołtarze i protestanci tyleż; a ponieważ nabożeństwo odbywa się jednocześnie, więc jeden i ten sam dzwon na nie przyzywa. Przeciw takiemu zbrataniu się nic niema flegma niemiecka.
Ale w Guernesey każde wyznanie jest u siebie i każde ma swoją parafję. Lethierry nie chciał do żadnej należeć.
Ten majtek, ten rzemieślnik, ten filozof, ten parwenjusz pracy, — taki prostak z pozoru, nie zupełnym był prostakiem w gruncie.
Stawiał zarzuty po swojemu i upierał się po swojemu przy swojem; co do duchownych był nieprzeparty.
Jego antypapizm wcale mu nie zjednywał anglikanów. Protestanccy pastorowie nie więcej go kochali jak katoliccy proboszcze. Wobec najpoważniejszych dogmatów, niereligijność jego wybuchała niczem prawie niepowstrzymywana. Raz zaszedłszy wypadkiem na kazanie wielebnego Joachima Herode o piekle, kazanie pyszne, z końca w koniec naszpikowane textami, świadczącemi o wiecznych mękach, karach nieubłaganych, nieustającym ogniu i t. d., rzekł po cichu do jednego z wiernych przy wyjściu z kościoła: ja mam dziwne o tych rzeczach wyobrażenie — wystawiam sobie, że Bóg jest dobry.
Takich pojęć nazbierał w podróży swej po Francji.
Chociaż był dość czystej krwi Guernesejczykiem, nazwano go na wyspie „Francuzem”. Sam się też z tem nie ukrywał, że jest przesiąkły przewrotnemi zasadami. Zaciętość jego w zbudowaniu parowca — owego djabelskiego statku, dowodnie o tem
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/90
Ta strona została przepisana.