Starzec czekał póki Halmało nie zniknie mu z oczu, potem owinął się w swój płaszcz marynarski i poszedł. Kroczył zwolna zamyślony. Zmierzał ku Huises, podczas gdy Halmalo zdążał ku Beauvoir.
Po za nim wznosiła się, niby ogromny trójkąt czarny, góra św. Michała, ze swą katedrą, niby tyarą i fortecą, niby pancerzem, ze swemi dwiema na wschodzie wielkiemi wieżami, jedną okrągłą, drugą kwadratową, dopomagającemi jej unieść ciężar kościoła i wioski. Góra ta jest tem dla oceanu, czem piramida Cheopsa dla pustyni.
Starzec poszedł ku wzgórzu i wstąpił na nie. Stanąwszy na szczycie, oparł się o milowy kamień i siadłszy na jednym z czterech po rogach tegoż kopców narożnych, począł badać okolicę, rozłożoną u stóp swych, naksztalt karty geograficznej. Zdawało się, jakby szukał drogi w kraju znanym mu zresztą. W tym krajobrazie rozległym i zamglonym z powodu zmroku wyraźny był tylko na białem niebie widnokrąg czarny.