Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/104

Ta strona została przepisana.

sokie jej okno rysowało się raz zupełnie biało, drugi raz zupełnie czarno; raz przeświecało przez nią na wylot niebo, to znów nikło; raz była jasność, raz ciemność, a zamykanie to i otwieranie powtarzało się co sekundę, z miarowością młota, uderzającego w kowadło.
Starzec miał dzwonnicę Cormeray wprost przed sobą, w odległości około dwóch mil francuskich; spojrzał w prawo na dzwonnicę w Baguer-Pican, również sterczącą prosto na horyzoncie; klatka tej dzwonnicy otwierała się i zamykała tak samo, jak dzwonnicy w Cormeray.
Spojrzał w lewo na dzwonnicę w Tanis; klatka dzwonnicy w Tanis otwierała się i zamykała, jak klatka dzwonnicy w Baguer-Pican.
Powiódł kolejno okiem po wszystkich dzwonnicach na widnokręgu; z lewej strony dzwonnice w Courtils, Précey, Crollon i Croix-Avranchin; z prawej dzwonnice w Paz-sur-Cuesnon, Mordrey i w Pas naprzeciwko niego dzwonnica w Pontorson. Klatki wszystkich tych dzwonnic były naprzemian to białe, to czarne.
Co to znaczyło?
Znaczyło to, że wszystkie dzwony były rozkołysane.
Aby tak nagle ukazywać się i znikać, musiały być wściekle targane.
Cóż to więc było? oczywiście dzwoniono na gwałt.
Dzwoniono na gwałt, dzwoniono szalenie, dzwoniono wszędzie we wszystkich dzwonnicach, wszystkich parafiach, we wszystkich wioskach — a on nic nie słyszał.
Pochodziło to z oddalenia, którego dźwięki przebyć nie mogły, i od wiatru morskiego, wiejącego ze strony przeciwnej, który unosił cały ten rozgwar za granicę widnokręgu.