Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/108

Ta strona została przepisana.

— Oba jesteśmy tu u siebie, ty w zamku, ja w krzaku.
— Skończmy. Rób, co chcesz. Wydaj mnie — mówił margrabia.
Człowiek mówił dalej:
— Idziesz do folwarku Ziele w Słomie, czy tak?
— Tak.
— Nie idź tam.
— Dlaczego?
— Bo tam są Niebiescy.
— Od jak dawna?
— Od trzech dni.
— Czy mieszkańcy folwarku i wsi stawiali opór?
— Nie. Otworzyli wszystkie wrota.
— Aha! — rzekł margrabia.
Człowiek wskazał palcem dach folwarku, który dostrzedz można było w pewnej odległości ponad drzewami.
— Czy widzisz dach, panie margrabio? — Widzę.
— A to, co na nim jest na wierzchu?
— Co powiewa?
— Tak.
— To sztandar.
— Trójkolorowy — dodał człowiek.
Przedmiot ten zwrócił już uwagę margrabiego na wzgórzu wybrzeża.
— Wszak dzwonią na trwogę? — zapytał margrabia.
— Tak.
— Z jakiego powodu?
— Widocznie z powodu was, margrabio.
— Ale nie słychać dzwonów?
— Bo wiatr przeszkadza.
Człowiek mówił dalej:
— Czytaliście afisz?