Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/114

Ta strona została przepisana.

— Czy spotykałem cię dawniej?
— Często, bo przecież ja jestem Waszym żebrakiem. Ja to byłem ów biedny przy drodze do waszego zamku. Nieraz daliście mi jałmużnę; ale ten, kto daje, nie patrzy; ten, kto bierze, przygląda się i bada. Żebrak, to szpieg. Ale ja, choć często smutny, staram się nie być złym szpiegiem. Wyciągałem rękę, wyście widzieli tylko rękę i rzucaliście jałmużnę, której potrzebowałem rano, żeby nie umrzeć z głodu wieczorem. Czasem bywa się bez jedzenia po dwadzieścia cztery godziny. Nieraz grosz, to życie. Winienem ci życie, wracam ci je.
— To prawda, ocalasz mnie.
— Tak, ocalam cię, panie margrabio.
Cios Tellmarcha stał się poważny.
— Pod jednym warunkiem.
— Pod jakim?
— Że nie przychodzisz tu po to, aby czynić źle.
— Przychodzę tu czynić dobrze — rzekł margrabia.
— Śpijmy — zakończył żebrak.
Położyli się obok siebie na łożu z trawy morskiej.
Bicie na gwałt nie ustawało.
Margrabia zasnął.


V.
Podpisano Gauvain.

Był już dzień kiedy się obudził.
Żebrak stał nie w norze, bo wyprostować się w niej nie było można, lecz zewnątrz, na progu.