rozstrzelany. — Podpisano: Dowódca batalionu, dowodzący kolumną ekspedycyjną.
— Gauvain! — rzekł margrabia.
Zatrzymał się, i zadumał głęboko z okiem utkwionem w afisz.
— Gauvain! — powtórzył.
Poszedł dalej, odwrócił się, spojrzał na krzyż, powrócił i jeszcze raz odczytał afisz.
Potem oddalił się powolnym krokiem. Ktoś, ktoby szedł przy nim, mógłby słyszeć powtarzane półgłosem nazwisko: „Gauvain!“
Z głębi parowów, któremi się przemykał, nie widać było dachów folwarku, pozostałych na lewo. Szedł brzegiem urwistej wyniosłości, pokrytej całkowicie jałowcem z rodzaju zwanego długim cierniem, Wierzchołek wyniosłości był jednym z tych cyplów, które w miejscowym języku noszą nazwę „łeb dzika.“ U stóp wyniosłości wzrok tonął zaraz wśród drzew. Liście kąpały się w świetle. Cała natura przejęta była głęboką radością poranka.
Nagle krajobraz ten stał się strasznym. W stronie Ziela w Słomie słychać było bitwę. Margrabia zatrzymał się.
Niema nikogo, ktoby w podobnym wypadku nie doświadczył, że ciekawość jest silniejszą od niebezpieczeństwa: chce się wiedzieć, choćby się miało zginąć. Margrabia wszedł na wyniosłość, u stóp której wiła się droga w parowie. Było się ztamtąd widzianym, ale też i samemu można było widzieć. W kilka minut stał już na wierzchołku. Spojrzał.
W istocie — to pożar i strzelanina. Słychać było krzyki, widać było ogień. Folwark stanowił niby ognisko niewiadomo jakiej katastrofy. Co to bido? Czy folwark Ziele w Słomie został napadnięty? Ale przez kogo? Czy to była bitwa? Czy też raczej egzekucya wojskowa?