Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/123

Ta strona została przepisana.

— Zabierzcie je z sobą. Zobaczymy, co się z niemi zrobi.
I margrabia popędził konia.


VII.
„Bez miłosierdzia” — „Bez pardonu”.

Gdy się to działo w Tanis, żebrak podążał ku Crollon.
Stary był i powolny; daleko nie mógł chodzić; ćwierć mili nużyło go, jak mówił do margrabiego de Lantenac; zrobił więc krótki okrąg ku Croix-Avranchin i zanim wieczór nadszedł, już był z powrotem.
Trochę powyżej Macey, ścieżka, którą szedł, doprowadziła go do pewnego wyższego punktu ogołoconego z drzew, zkąd widać było daleko i otwierał się cały widnokrąg od zachodu aż do morza.
Dym zwrócił jego uwagę.
Nic przyjemniejszego, jak dym, nic też straszniejszego. Bywają dymy spokojne i dymy zbrodnicze. Dym i dym, gęstość i barwa dymu, to cała różnica między pokojem i wojną, między braterstwem i nienawiścią, między gościnnością i grobem, między życiem i śmiercią. Dym wznoszący się z pomiędzy drzew, może oznaczać to, co jest najczarowniejszego na świecie, ognisko; lub to, co jest najstraszniejszego, pożar; i całe szczęście, równie jak całe nieszczęście człowieka, zawiera się niekiedy w tem czemś, co się z wiatrem rozprasza.
Dym, na który Tellmarch spoglądał, był niepokojący.
Czarny, z nagłemi wybuchami czerwoności, zdawał się pochodzić z żaru, który dopalając się błyskał