Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/139

Ta strona została przepisana.

Żył życiem wielkich lat rewolucyjnych, a wszystkie te tchnienia: 89-ty, upadek Bastylii 90-ty, 4 sierpnia, koniec feudalizmu; 91-y Varennes; 92-gi, jutrzenka Rzeczypospolitej budziły w nim dreszcze. Widział dźwigającą się rewolucyę, a nie był z tych ludzi, którzyby ulęknąć się mogli tego olbrzyma. Przeciwnie, ów rozrost wszystkiego natchnął go życiem, i sam, jakkolwiek stary (miał lat pięćdziesiąt, ale ksiądz prędzej się starzeje niż inny człowiek), zaczął rosnąć także. Patrzył na wypadki z każdym rokiem olbrzymiejące i sam olbrzymiał razem z niemi. Obawiał się z początku, aby Rewolucya nie poroniła, i badał ją. Miała za sobą rozum i prawo, pragnął więc, żeby miała także i powodzenie: w miarę, jak rozsiewała trwogę, on czuł się spokojniejszy. Chciał, ażeby ta Minerwa, uwieńczona gwiazdami przyszłości, była także Palladą i miała za puklerz maskę z wężami. Pragnął, aby jej oko mogło w potrzebie rzucić szatanom błysk piekielny i oddać im grozę za grozę.
Tak doczekał roku 93-go.
Rok 93-ci, to wojna Europy przeciw Francyi i Francyi przeciw Paryżowi. A cóż jest rewolucya? To zwycięztwo Paryża nad Francyą! Ztąd ogrom tej strasznej chwili, 93-go, potężniejszej od reszty stulecia.
Nic tragiczniejszego nad ten widok Europy, uderzającej na Francyę, i Francyi, uderzającej na Paryż. Dramat ten dorósł epopei.
Litość miewał odrębną, tylko dla nędzarzy. Poświęcał się wobec cierpienia, które wstręt wzbudza. Nic nie sprawiło mu obrzydzenia. Był to jego rodzaj dobroci. Był odrażający i zarazem bosko miłosierny. Szukał ran, ażeby je całować. Piękne uczynki, wstrętnie wyglądające, najtrudniej się spełniają. Pewnego dnia w szpitalu Hôtel-Dieu umierać miał człowiek duszony wrzodem na gardle, wrzodem cuchnącym, strasznym, może zaraźliwym, który należało wypróżnić natychmiast. Cimourdain tam był;