Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/152

Ta strona została przepisana.

z półśrodkami. W czasach rewolucyi nie trzeba się wstydzić niczego. Nemesis, bogini zemsty, nie jest świętoszką. Przerażajmy, a będziemy pożyteczni. Alboż to słoń patrzy, gdzie nogę stawia? Zdepczmy nieprzyjaciela!
Robespier odpowiedział łagodnie:
— Zgoda na to.
I dodał:
— Idzie tylko o to, gdzie jest nieprzyjaciel.
— Jest zewnątrz i ja to go przepędziłem — rzekł Danton.
— Jest wewnątrz, a ja go pilnuję — rzekł Robespier.
— I jeszcze będę go ścigał — dodał Danton.
— Nie można wypędzić nieprzyjaciela wewnętrznego.
— Jakżeż się więc z nim poczyna?
— Wyplenia się go.
— Zgoda na to — rzekł z kolei Danton.
I dodał:
— Mówię ci, Robespierze, że on jest zewnątrz.
— A ja ci, Dantonie, powiadam, że wewnątrz.
— On jest na granicy, Robespierze.
— On jest w Wandei, Dantonie.
— Uspokójcie się — wtrącił głos trzeci — on jest wszędzie; zgubieni jesteście.
To Marat mówił.
Robespier popatrzył na Marata i odparł spokojnie:
— Dosyć już ogólników. Streszczam. Oto są fakta.
— Pedant! — mruknął Marat.
Robespier położył rękę na papierach przed nim leżących i ciągnął dalej:

— Przeczytałem depesze Prieur’a z Mamy[1],

  1. Jeden z najgwałtowniejszych człoków Konwencyi; bywał wysyłany do wojsk, broniących Francyi od północnej strony.