Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/159

Ta strona została przepisana.

Louvet ma mnie za chorągiewkę na dachu, departament Finistère żąda, żeby mnie wypędzono, miasto Lugdun życzy sobie, abym poszedł na wygnanie, miasto Amiens chce mnie widzieć w kagańcu, Coburg[1] chce, żeby mnie więziono, a Lecointe-Puiraveau proponuje Konwencjo, żeby mnie uznała za waryata! No! obywatelu Dantonie, pocóżeś mnie wezwał na tę radę, jeśli nie dla posłyszenia mego zdania? Pragnąłżem należeć do niej? bynajmniej. Nie lubię schadzek z takimi kontrrewolucyonistami, jak Robespier i ty. Co prawda, powinienem się był tego spodziewać. Nie zrozumieliście mnie; ty nie więcej od Robespiera, Robespier nie więcej od ciebie. Więc tu się nie znajdzie mąż stanu? Trzeba z wami dopiero sylabizować politykę, trzeba wam kłaść kropki nad i? To com powiedział, miało znaczyć: mylicie się oba. Nie w Londynie jest niebezpieczeństwo, jak myśli Robespier, nie w Berlinie, jak mniema Danton; ono jest w Paryżu. Leży ono w braku jedności, w uprawnieniu każdego do ciągnięcia na swoją stronę, a to od was dwóch począwszy; w rozbiciu się umysłów na pyłki, w anarchii, w jaką wszelka wola popadła...
— W anarchii! — przerwał Danton; — a któż jej: narobił, jeśli nie ty?
Marat nie przerywał sobie.

— Powtarzam wam, niebezpieczeństwo jest w tym steku kawiarń, steku szulerni, steku klubów. Klub Czarnych, klub Federalistów, klub Dam, klub, który wymyśli! ksiądz Klaudyusz Fauchet, jako kółko towarzyskie, a założył Clermont-Tonnere, by służył dla monarchistów w r. 1790, a potem dla bezstronnych; klub Czarek wełnianych, założony przez gazeciarza Prudhomme’a, „et caetera,“ że już pominę twój klub Jakobinów, Robespierze, i twój klub Franciszkańców,

  1. General austryacki, dowodził wówczas w Holandyi przeciw Francuzom. On to pobił Dumouriez’a pod Nerwindem.