Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/163

Ta strona została przepisana.

— Wiem, co się mówi przy waszym stole, gdy Lebas zaprosi Dawid’a na spożycie tego, co jego narzeczona, Elżbieta Duplay, a twoja przyszła bratowa, Robespierze, przyrządziła. Jestem okiem ogromnem ludu i z głębi mej piwnicy patrzę. Tak, ja widzę, tak, ja słyszę, tak, ja wiem! Wam wystarczają drobiazgi. Podziwiacie się wzajem. Robespier rad, że mu się przygląda pani Chalabre, córka owego markiza de Chalabre, co to grał w wista z Ludwikiem XV-ym wieczorem po wykonaniu wyroku na Damiensie[1]. Oho! wysoko sięgamy. Saint-Just zanurzony w krawacie, jakby w nim mieszkał. Legrande[2] bardzo dba o siebie; surducik nowy, biała kamizeleczka i żaboty, żeby tem łatwiej o fartuchu jego zapomniano. Robespierowi się zdaje, że historya uwieczni ten jego surdut oliwkowy, w którym uczęszczał do Konstytuanty, i ubiór bleu-ciel, w którym przychodził do Konwencyi. Portrety własne ma na każdej ścianie swego pokoju...
Robespier przerwał głosem spokojniejszym jeszcze od głosu Marata:
— A twój portret, Maracie, jaśnieje w każdej kloace.
Rozmowa toczyła się dalej niby pogadanka, której powolność uwydatniała jeszcze gwałtowne odpowiedzi i odcinania się i dodawała ironię do groźby.
— Robespierze, tych, którzy chcieli znieść federalizm nazwałeś „Donkiszotami rodu ludzkiego.“

— A ty, Maracie, po 4-ym sierpnia w numerze 559 twego „Przyjaciela ludu“ — widzisz, zapamiętałem tę cyfrę, bo to przydać się może — żądałeś, żeby szlachcie przywrócono jej tytuły. Powiedziałeś: „Książę jest zawsze księciem.“

  1. Damiens rzucił się z nożem na Ludwika XV-go w Wersalu roku 1757; wzięto go na tortury, ale żadnego wspólnika nie wskazał. Został rozćwiertowany d. 28-go marca t. r.
  2. Był jednym z najzagorzalszych rewolucyonistów. Poprzednio był rzeźnikiem.