Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/175

Ta strona została przepisana.

— O Antonellu?
— Który jest panem margrabią Antonelle — rzekł Robespier.
Danton mówił dalej:
— Przecież to także szlachcic ten Dampièrre, który poległ niedawno pod Conde w sprawie Rzeczypospolitej; szlachcicem jest także Beaurepaire, który wolał sobie w łeb palnąć, niż poddać Verdun Prusakom.
— A przecież — mruknął Marat — mimo to, co Danton teraz mówi, kiedy Condorcet wyrzekł: „Grachowie należeli do szlachty“, Danton zawołał do niego: „Cała szlachta są zdrajcy, zacząwszy od Mirabeau, a skończywszy na tobie.“
Cimourdain podniósł swój głos poważny:
— Obywatelu Dantonie, obywatelu Robespierze, może słusznie ufacie, ale lud nie ufa i ma słuszność, że nie ufa. Kiedy przyjdzie księdzu pilnować szlachcica, to odpowiedzialność jest podwójna, a ksiądz winien być nieugiętym.
— Zapewne — rzekł Robespier.
Cimourdain dodał:
— I nieubłaganym.
— Dobrze mówisz, obywatelu Cimourdain. Będziesz miał do czynienia z młodzieńcem. Dwa razy będąc od niego starszym, będziesz miał nad nim przewagę. Należy nim kierować, ale i oszczędzać go. Zdaje się, że ma talenta wojskowe, wszystkie raporty jednogłośnie to mówią. Należy on do korpusu odłączonego od armii reńskiej i przeznaczonego do Wandei. Przybywa z nad granicy, gdzie zadziwiał bystrością umysłu i odwagą. Wybornie prowadzi kolumnę ekspedycyjną. Od dwóch tygodni trzyma na wodzy tego starego margrabiego Lantenac’a. Bije go i przepędza. Skończy się na tem, że go przyprze do morza i wrzuci w nie. Lantenac jest szczwany jako stary generał, ten zaś jest zuchwały jako młody dowódca. Młodzieniec ten ma już nie-