Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/180

Ta strona została przepisana.

Podczas gdy Cimourdain czytał, Marat patrzył na niego.
Półgłosem, jakby do siebie samego, szeptał:
— Trzeba będzie to jeszcze potwierdzić dekretem Konwencyi, albo umyślnem postanowieniem Komitetu Ocalenia publicznego. Będzie z tem jeszcze robota.
— Gdzie mieszkasz, obywatelu Cimourdain? — zapytał Robespier.
— W dziedzińcu ministeryum handlu.
— A i ja także — rzekł Danton — jesteśmy więc sąsiadami.
Robespier rzekł znów:
— Niema chwili do stracenia. Jutro odbierzesz upoważnienie ze wszelkiemi formalnościami, podpisane przez wszystkich członków Komitetu Ocalenia publicznego; potwierdzenie tej nominacyi uwierzytelni cię przy reprezentantach, znajdujących się już na misyi, jak Philippeux, Prieur z Marny, Lecointre, Alquier i inni. Wiemy, kim jesteś. Masz pełnomocnictwo nieograniczone. Możesz zrobić Gauvain’a generałem, albo go posłać na rusztowanie. Jutro o trzeciej odbierzesz ten dokument. O której wyjedziesz?
— O czwartej — rzekł Cimourdain.
I rozeszli się.
Przybywszy do swego mieszkania, Marat zapowiedział Simonii Evrard, że pójdzie jutro na Konwencyę.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.