tarzu, na którym czytałeś wyraz: PRAWO. Za ołtarzem, jakby na straży wolności słowa, sterczały godła rzymskich konsulów, pęki rózg z toporem, wysokie jak kolumna. Olbrzymie posągi, przyparte do ściany, były twarzą do reprezentantów zwrócone. Prezes miał po swojej prawej stronie Likurga, po lewej Solona; ponad miejscem, w którem zasiadało stronnictwo „Góra,“ stał Platon.
Piedestałami tych posągów były proste sześciany, ustawione na długim gzemsie wystającym, który okrążał całą salę i oddzielał lud od Zgromadzenia. Widzowie wspierali się na nim jak na balustradzie.
Czarne ramy z ogłoszeniem „Praw człowieka“ sięgały do gzemsu i zasłaniały rysunek tabulatury pilastru, co było naruszeniem linii prostej, na które szemrał Chabot.
— Ależ to szkaradne — mówił do Vediera.
— Na głowach posągów były kolejno wieńce z liści dębowych i wawrzynów.
Zielona draperya, na której ciemniejszą barwą zieloną odmalowane były takież same wieńce, spuszczała się od gzemsu w grubych fałdach prostych i osłaniała ściany całego dołu sali, zajmowanej przez Zgromadzenie. Ponad tą draperyą ściany były białe, nagie i zimne. W tych ścianach były dwa piętra trybun publicznych, jakby oskardem powybijanych, bez futryn i ozdób; kwadratowe na dole, a okrągłe w górze; archiwolty nad architrawami, jak każą prawidła sztuki. Na każdym z długich boków sali było po dziesięć trybun, a w dwóch ważkich końcach po dwie loże ogromne, razem dwadzieścia cztery. Tam cisnęły się tłumy.
Widzowie trybun niższych wysuwali się z loży i stawali na gzemsach i wszelkich wystających za ścianę ozdobach architektonicznych. Na wyższych zaś trybunach długi, silnie przymocowany drąg żelazny, po pas widzom, służył im za baryerę bezpie-
Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/200
Ta strona została przepisana.