Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/203

Ta strona została przepisana.

Ta sala, mało oświetlona w e dnie przez blade okna, a o zmroku źle oświetlona lampami przyćmionemi, miała w sobie coś nocnego. To oświetlenie połowiczne powiększało ciemności wieczoru; posiedzenia przy lampach były ponure. Nie widziano się z dwu końców sali; z prawej ku lewej stronie lżyły się i znieważały grupy o twarzach niewyraźnych. Spotykano się, nie poznając. Jednego dnia Laignelot, biegnąc do trybuny, potrąca kogoś w korytarzu. — A, przepraszam cię, Robespierze — mówi. — Za kogoż ty mnie bierzesz? — odpowiada mu głos chrapliwy. — O, przepraszam cię, Maracie — poprawił się Laignelot.
Na dole, po prawej i po lewej stronie prezesa, były dwie trybuny dla osób uprzywilejowanych; rzeczą dziwną bowiem za czasów Konwencyi byli widzowie uprzywilejowani! Te tylko trybuny miały draperyę. W środku architrawu dwa złote chwasty podtrzymywały tę draperyę. Trybuny ludu były nagie.
Cały ten ogół był gwałtowny, dziki a prawidłowy. Poprawność połączona z dzikością. Taką była potrosze cała rewolucya. Sala Konwencyi była najzupełniejszym okazem tego, co później architekci nazwali „architekturą messidora;“ było to grube i ciężkie a wątle. Budowniczowie owego czasu brali symetryczność za piękność. Ostatnie słowo stylu Odrodzenia wypowiedziane zostało za Ludwika XV-go, później była już reakcya. Szlachetność stylu posuwano do ckliwości, a jego czystość do znudzenia. Skromność fałszywa istnieje i w architekturze. Po olśniewającej rozpuście kształtów i barw, w osiemnastem stuleciu sztuki piękne skazały się na dyetę i pozwalały już sobie tylko linii prostej. Ten rodzaj postępu prowadzi do brzydoty. Ze sztuki robi się szkielet — takie jest tego następstwo. Jest to uje-