Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/210

Ta strona została przepisana.

który jednem słowem skłonił dowódcę batalionu Saint-Amand do odebrania sobie życia; Reverchon, Maure, Bernard de Saintes, Karol Richard, Lequinio — a na szczycie tej grupy, nowy Mirabeau, którego nazwisko było Danton.
Za obrębem tych dwóch obozów, a trzymając je oba w karbach, stał jeden człowiek — Robespier.


V.

Poniżej Góry i Żyrondy schylały czoło: Przestrach, który może jeszcze być szlachetnym, i Bojaźń, która jest poziomą. Pod namiętnościami, pod heroizmem, pod poświęceniem i pod zapalczywością, ponura tłuszcza bezimiennych. Niziny Zgromadzenia nazywały się Równiną. Było tu wszystko chwiejne: ludzie, co wątpią, co się wahają, co się cofają, co odraczają, co czekają; każdy bał się kogoś. Na Górze i w Żyrondzie byli ludzie wyborowi, w Równinie była tłuszcza. Równina streszczała się i skupiała w Sieyèsie.
Sieyès, umysł głęboki, który stał się pustym. Zatrzymał się przy Trzecim Stanie i nie mógł się wznieść do ludu. Przeznaczeniem jest pewnych umysłów, aby się zatrzymały w połowie drogi! Sieyès nazywał tygrysem Robespiera, który zwał go kretem. Metafizyk ten doszedł nie do mądrości, lecz do roztropności. Był on dworakiem, a nie sługą rewolucyi. Brał łopatę i szedł z ludem pracować na Polu Marsowem, zaprzężony do tego samego woza, co i Aleksander Beauharnais. Doradzał energię, której wcale nie praktykował. Do Żyrondystów mówił: „Miejcie armatę po swojej stronie.“ Bywają myśliciele, co są zarazem szermierzami; ci byli, jak Condorcet z Vergniau’dem, lub jak Kamil Desmoulins z Dantonem.