Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/219

Ta strona została przepisana.

Niepowściągliwość języka w Konwencyi była jakby prawem przepisana.
Pogróżki leciały i krzyżowały się w dyskusyi, jak iskry i płomienie w czasie pożaru. — Pétion: „Robespierze, przejdź do przedmiotu obrad.“ — Robespier: „Przedmiotem właśnie ty jesteś, Pétionie. Zobaszysz to zaraz.“ — Głos: „Śmierć Maratowi!“ — Marat: „ W dniu, w którym Marat zginie, nie będzie już Paryża, a w dniu, w którym Paryż zginie, nie będzie już Rzeczypospolitej.“ — Billaud-Varennes wstaje i mówi: „Chcemy...“ Barère mu przerywa: „Przemawiasz jak arystokrata.“ — Innego dnia Philipeaux żali się: „Jeden z członków dobył na mnie pałasza.“ — Audoin: „Prezesie, przywołaj zbójcę do porządku!“ — Prezes: „Poczekaj, aż go zabiję.“ — Panis: „Prezesie, więc ja ciebie przywołuję do porządku.“
Trybuny mieszały się do rozmowy i poufale tykały Zgromadzenie. Jednego dnia reprezentant Ruamps wchodzi na ^trybunę. Był on ułomny, miał jedno „biodro“ nierównie grubsze od drugiego. Jeden z widzów zawołał: — Hej, obróć-no się tym „tłustym policzkiem“ do prawicy! — Takich poufałości pozwalał sobie lud z Konwencyą. Raz jeden, w zgiełku 11-go kwietnia 1793 r., prezes kazał aresztować jednego krzykacza w trybunach.

Pewnego dnia — a świadkiem tego posiedzenia był stary Buonarotti[1] — Robespier zabiera głos i prawi dwie godziny, patrząc na Dantona już to prosto w oczy, co było groźnem, już to z ukosa, co było jeszcze groźniejszem. Pociski padają prosto w piersi Mówca kończy wybuchem oburzenia, pełnym słów złowrogich: „Znamy intrygantów, znamy przeku-

  1. Filip Buonarotti, potomek sławnego Michała-Anioła rewolucyonlsta włoski, dekretem Konwencyi mianowany obywatelem francuskim, przyjaciei Robespiera; umarł w roku 1835 mając lat 76.