Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/221

Ta strona została przepisana.
II.
Marat za kulisami.

Marat, jak zapowiedział Simonii Evrad, nazajutrz po rozmowie przy ulicy Pawiej poszedł do Konwencyi.
W Konwencyi był maratowski margrabia Ludwik de Montaut, ten sam, który ofiarował jej później zegar, w skazujący godziny według dziesiętnego systemu[1], osadzony na popiersiu Marata.
W chwili, gdy Marat wchodził, Chabot zbliżył się do Montaut’a.
— Były szlachcicu... — rzekł.
Montaut podniósł oczy.
Dlaczego nazywasz mnie byłym szlachcicem?
— Bo nim jesteś.
— Ja?
— Byłeś przecie margrabią.
— Nigdy!
— Ba!

— Mój ojciec był żołnierzem, mój dziad tkaczem.

  1. Doba, podług stosowanego wszędzie systemu dziesiętnego, podzielenia została na dziesięć równych części.