Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/223

Ta strona została przepisana.

— Tygrysiej.
— Nie, z gronostajów.
— Fałszywych.
— Ma i pończochy!
— To dziwna.
— I trzewiki ze sprzączkami.
— Srebrnemi!
— Nie przebaczą mu tego chodaki Camboulasa.
Na innych ławkach udawano, że nie widzą Rozmawiano o czem innem. Santhonax pod Dussaulx’a.
— Wiesz, Dussau!x.
— Co?
— Były hrabia de Brienne...
— Który siedział w więzieniu la Force z byłym de Villeroy?
— Tak.
— Znałem obu. I cóż?
— Tchórzyli do tego stopnia, że się kłaniali każdej czerwonej czapce każdego stróża i nie chcieli raz zagrać partyi pikiety dlatego, że im podano karty z królami i damami.
— Cóż tedy?
— Wczoraj ich zgilotynowano.
— Obu?
— Obu.
— Krótko mówiąc, jak się zachowywali w więzieniu.
— Nikczemnie.
— A jak się znaleźli na rusztowaniu?
— Odważnie.
Dussaulx zawołał:
— Łatwiej umrzeć niż żyć!
Barrere zabrał się do czytania raportu dotyczącego Wandei. Dziewięćset ludzi z Morbihan wyruszyło z armatami na pomoc miastu Nantes. Redon