Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/232

Ta strona została przepisana.
II.
Ludzie.

Wieśniak ma dwa punkty oparcia: pole, które go żywi, i las, który go kryje.
Czem były puszcze bretońskie, trudnoby dziś sobie wyobrazić; były to miasta. Nic głuchszego, nic bardziej niemego i nic dzikszego nad te nierozwikłane plątaniny gałęzi i cierni; rozległe te zarośla były siedliskiem nieruchomości i ciszy. Niema pustyni, któraby wyglądała martwiej i bardziej grobowo; gdyby można było nagle jednym, nakształt błyskawicy, zamachem, ściąć te drzewa, ujrzanoby naraz w owej pomroce mrowisko ludzi.
Okrągłe i wązkie studnie, zasłonięte od zewnątrz pokrywami z kamieni i gałęzi, prostopadłe, potem poziome, rozszerzające się lejkowato pod ziemią i przytykające do ciemnych komnat — ot, co Kambyzes znalazł w Egipcie, a Westermann w Bretanii; tam było to na pustyni, tu w puszczy; w lochach egipskich byli umarli, w lochach Bretanii żywi. Jedna z najdzikszych polan w puszczy Misdon, podziurawiona cała galeryami i celami, w których krążył tu i tam lud tajemniczy, nazywała się Wielkie-Miasto. Inna polana, niemniej bezludna na zewnątrz, a we-