Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/242

Ta strona została przepisana.

wiele było potrzeba do podburzenia tego mrowia. Umieszczano w cymboryum sprzysiężonego proboszcza rządowego, „księdza przysięgłego,“ jak go nazywano, dużego kota czarnego, który podczas mszy nagle wyskakiwał. To dyabeł — krzyczeli chłopi i cały okręg powstawał. Podmuch do tego pożaru wychodził z konfesyonałów. Do natarcia na Niebieskich i przesadzania parowów mieli swe długie na piętnaście stóp odsadzki, broń do walki i ucieczki. Podczas najsilniej wrzącego boju, gdy, uderzając na czworoboki republikańskie, napotkali w polu bitwy krzyż lub kaplicę, padali na kolana i odmawiali pod gradem kul pacierze; skończywszy różaniec, podnosili się i uderzali na nieprzyjaciela. Co za olbrzymy, niestety! Nabijali broń w biegu, był to ich talent.

Wmawiano w nich, co chciano; ich księża pokazywali im innych księży z czerwoną na szyi pręgą od zaciśniętego sznureczka, mówiąc: „To gilotynowani, co zmartwychwstali.“ Mieli swoje przystępy rycerskości; uczcili zwłoki Fasque’a, chorążego republikańskiego, który dał się zarąbać, nie wypuściwszy z ręki sztandaru. Chłopi ci umieli przedrwiwać; o pożenionych księżach republikańskich mówili: „byli bez pijuski, teraz są bez spodni“[1]. Z początku bali się armat, potem rzucali się na nie z kijami i zdobywali. Zdobyli najprzód piękną armatę śpiżową, którą nazwali „Missyonarz“; potem drugą, pochodzącą z czasów wojen katolickich, z wyrytym na niej herbem kardynała Richelieu i postacią Najświętszej Panny; nazwali ją „Marya Joanna.“ Z utratą Fontenay stracili i Maryę Joannę, przy której padło, nie cofnąwszy się ani kroku, sześciuset chłopów. Potem zdobyli znów Fontenay dla odzyskania Maryi Joanny, którą odprowadzili pod liliowym sztandarem, obsypując kwia-

  1. „Des sans-calottes, devenus sans-culottes.“