tanu i każąc całować spotykanym po drodze kobietom. Ale dwie armaty — to mało. Stofflet zdobył Maryę Joannę; Cathelineau, zazdroszcząc mu, wyruszył z Pin-en-Mange, przypuścił szturm do Jallais i wziął trzecią armatę; Forest uderzył na Saint-Florent i wziął czwartą. Dwaj inni dowódcy Chouppes i Saint-Poł lepiej sobie poczęli, porobili z pniaków udane działa i manekinowych kanonierów i z tą artyleryą, z której sami grubo się śmiali, odparli Niebieskich pod Mareuil, Była to ich epoka najświetniejsza. Później, gdy Chalbos zmusił La Marsonière’a do ucieczki, chłopi na shańbionem polu bitwy zostawili trzydzieści dwa działa z herbami Anglii. Anglia opłacała wówczas książąt francuskich i posyłano „pieniądze jego wysokości“ (pisał Nantiat 10 marca 1894), gdyż wytłómaczono Pittowi, że tak przystało.“ Mellinet w raporcie z 31 marca mówi: „Okrzykiem buntowników jest: Niech żyją Anglicy.“ Chłopi nie ociągali się z rabunkiem. Pobożni ci ludzie byli złodziejami. Dzicy mają swoje wady. Przez nie to dobiera się z czasem do nich cywilizacya. Puysaye mówi w tomie II-im na stronie 187: „Ochroniłem kilka razy miasteczko Plélan od rabunku;“ a dalej na str. 434, odmawia sobie wejścia do Montfort: „Obszedłem dokoła, aby uniknąć rabunku domów jakobińskich.“ Splondrowali Cholet; złupili Challans. Gdy się im nie powiodło pochwycić Granville, zrabowali VilleDieu. Zwali „masą jakobińską“ wieśniaków, którzy trzymali z Niebieskimi, i tępili ich zawzięciej, niż innych. Lubili rzeź, jak żołnierze, a mord, jak rozbójnicy. Mieli upodobanie w rozstrzeliwaniu „wałkoniów,“ to jest mieszczan. W Fontenay, jeden z ich księży, proboszcz Barbotin, zabił starca pałaszem. W Saint-Germain-sur-Ille[1], pewien ich dowódca,
- ↑ Puysaye t. II. str. 35. (P. A.)