Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/244

Ta strona została przepisana.

szlachcic, zastrzelił prokuratora gminy i zabrał mu zegarek. W Machecoul urządzili regularną rzeź republikanów, szeregiem, po trzydziestu dziennie; trwało to pięć tygodni; każdy szereg trzydziestu skazanych nazywano „różańcem. “ Stawiano go nad wykopanym dołem i strzelano; rozstrzeliwani upadali w dół, czasem żyjący jeszcze; zakopywano ich bez skrupułu. Widzieliśmy wznowienie tego obyczaju[1]. Jourbert, prezydent okręgowy, miał ręce w napięstkach odpiłowane. Nakładali jeńcom Niebieskim ostre dyby, umyślnie kute w tym celu. Zabijali ich na placach publicznych pałkami, otrębując pojezdne. Charette, który podpisywał się: „Braterstwo, kawaler Charette,“ i który, jak Marat, zamiast czapki nosił chustkę związaną na czole, spalił miasto Pornic i mieszkańców razem z domami. W tymże czasie Carrier był postrachem. Odpowiadano terroryzmem na terroryzm. Powstaniec bretoński wyglądał tak prawie, jak powstaniec grecki: krótki kaftan, strzelba przewieszona przez ramię, nagolenniki, szerokie szarawary nakształt tureckich, słowem, chłop podobny był do klefta. Henryk La Rochejacquelein wybrał się w dwudziestym pierwszym roku życia na tę wojnę z kijem i parą pistoletów. Armia wandejska liczyła sto pięćdziesiąt cztery dywizye. Prowadziła regularne oblężenie; przez trzy dni blokowała Bressuire. Dziesięć tysięcy chłopów bombardowało raz w Wielki Piątek miasto Sables, kulami rozpalonemi. Udało im się zniszczyć w jednym dniu czternaście obozów republikańskich od Montigne do Courbeveilles. W Tours słyszano z wysokiego muru tę pyszną rozmowę La Rochejacquelein’a z chłopem: — Karol! — Jestem, panie. — Stanę ci na ramionach. — Stawaj pan. — Daj mi swą

  1. Za czasów Komuny 1871 r. przy zdobywaniu Paryża przez wojsko wersalskie.