Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/254

Ta strona została przepisana.

niebezpieczeństwo jest wielkie i jeśli nie idzie o to, co najdroższego masz w świecie...
— Właśnie, że o to idzie — odparł jeździec.
— ...Coś nakształt tego, jakby o syna?...
— Prawie — rzekł jeździec.
Oberżysta podniósł głowę i mruknął na stronie:
— A jednak ten obywatel wydaje mi się księdzem.
Potem dodał po chwili zastanowienia:
— Proszę, ksiądz i ma dzieci.
— Okiełznajcie konia — rzekł podróżny.
— Ile się należy?
I zapłacił.
Gospodarz ustawił nieckę i kubeł przy ścianie i wrócił do podróżnego.
— Ponieważ już koniecznie chcesz jechać, obywatelu, to posłuchaj mej rady. Wyraźnie jedziesz do Saint-Malo. Otóż nie jedź do Dol. Są dwie drogi, jedna na Dol, druga brzegiem morza. Jedna nie dłuższa wcale od drugiej. Droga nad morzem idzie na Saint-Georges de Brehaigne, Cherrueix i Hirel-le-Vivier. Doi zostaje na południe, a Cancale na północ. Na końcu tej tu ulicy rozchodzą się dwie drogi, w lewo na Dol, w prawo na Saint-Georges de Brehaigne. Posłuchaj mnie. Jeżeli pójdziesz na Dol, wpadniesz w sam środek rzezi. Bierz się więc nie na lewo, ale na prawo.
— Dziękuję — rzekł podróżny.
Spiął konia ostrogą.
Było już ciemno i zanurzył się w cieniach nocy.
Oberżysta stracił go z oka.
Dojechawszy tam, gdzie się drogi rozchodziły przy końcu ulicy, usłyszał głos oberżysty, który na niego wołał zdaleka:
— Weź się na prawo!
Wziął się na lewo.