i margrabia może zbłądził, mianując go swoim polowym. Cokolwiekbądź, zostawił Wilkołaka, polecając mu zastępstwo i czuwanie nad wszystkiem.
Gouge le-Bruant, wojowniczy raczej niż wojskowy, przydatniejszym był do wymordowania klanu, aniżeli do strzeżenia miasta. Porozstawiał jednak grangardy[1].
Wieczorem, kiedy margrabia de Lantenac, obejrzawszy miejscowość pod projektowaną bateryę, powracał ku Dol, nagle usłyszał huk armatni. Dym czerwony wznosił się nad wielką ulicą. Musiał to być jakiś napad niespodziany, wtargnięcie, szturm. Bitwa toczyła się w mieście.
Jakkolwiek niełatwo się dziwił, tym razem osłupiał. Nie spodziewał się niczego podobnego. Kto to mógł być? — przecież nie Gauvain. Nie uderza się w jednego na czterech. Byłżeby to Lechelle? Ale w takim razie co za marsz forsowny! Lechelle był nieprawdopodobnym, Gauvain niemożliwym.
Lantenac przyśpieszył bieg swego konia; po drodze spotykał mieszkańców uciekających. Pytał oszalałych z trwogi. Odpowiadali, wołając: Niebiescy! Niebiescy! i kiedy nadjechał, położenie było już kry tyczne.
Oto co zaszło.
- ↑ Oddziały pilnujące obozu w niejakiej od niego odległości.